Trolling jest jedną z mało stosowanych przez wędkarzy metod. Dlaczego? Po prostu w naszym kraju metoda ta nie ma tak wielkich tradycji jak np. w Skandynawii. Ale jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami łodzi z silnikiem możemy z powodzeniem wyruszyć na trollingowe łowy. - Metoda ta ma tę przewagę nad klasycznym spinningiem, że daje możliwość obłowienia znacznych połaci wody w krótkim czasie - mówi Maciej Kubera.
-Wystarczy, że jesteśmy wyposażeni w mocne wędzisko oraz zestaw głęboko schodzących przynęt i możemy rozpocząć spinningowanie. Przy czym pojęcia spinningowanie, czy też łowienie, są tu dość naciągane, ponieważ całą pracę za wędkarza wykonuje łódź, za którą wleczona jest przynęta. Jedyną pracą jest tu wyrzucenie przynęty za burtę oraz ewentualny hol ryby - tłumaczy Kubera. - Najczęściej do tej metody stosuję woblery, ale dobre będą także gumy i wahadłówki. Nie bez znaczenie jest także prędkość. Wielu trollingowców popełnia właśnie błąd, płynąc z przynętą zbyt szybko. Ponieważ rybą najlepiej reagującą na trolling jest szczupak obławianie należy rozpocząć od spadów w pobliżu trzcin. Bardzo lubię łowić ryby na deep runnery, czyli woblery z długim sterem. Sprzedawcy umieszczają na opakowaniach z tymi przynętami opisy na jaką głębokość wabiki się zanurzają. Tak więc wystarczy wiedzieć jak głęboki jest akwen i w sklepie wybrać odpowiednie woblery. Jeśli uda mi się złowić rybą, przerywam trollingowanie, aby miejsce to obłowić klasycznym spinningiem. Wbrew pozorom technika ta nie jest skomplikowana, a przynosi efekty kiedy mówi się że ryba nie bierze - twierdzi Maciej Kubera.