14 września. podczas spinningowej wyprawy, w której towarzyszył mi kolega Mariusz Drogoś miał okazać się bardzo udany pod względem boleniowym chociaż nie spodziewałbym się takiej akcji jaka się mi przydarzyła tego dnia. Gdy tylko wypuściłem pierwszego złowionego grubego, jesiennego bolenia udaliśmy się na kolejne ostrogi - pisze Sebastian Rej
Do dokładnego obłowienia w przedpołudniowej turze tego dnia zostało sześć ostróg, ponieważ po odpoczynku przy ognisku na popołudnie zaplanowaliśmy obłowienie ostróg w górze rzeki. Po przejściu w dół na kolejną pozostałem przy dziewięciocentymetrowym woblerze, na który skusiła się poprzednia rapa. Przeczesałem nim dokładnie styk warkocza z basenem, warkocz i jego rozmycie, cały basen oraz napływ ostrogi jednak bez rezultatu. Spróbowałem jeszcze różnego tempa prowadzenia wabika, aż w końcu na agrafkę zapiąłem wobler siedmiocentymetrowy. Ale i ten wabik nie skusił żadnego bolenia. Ruszyliśmy więc na następną ostrogę. Wróciłem z powrotem do woblera długości dziewięciu centymetrów, który kusząco migotał. Tutaj także z wielkim pietyzmem obłowiłem cały warkocz, basen oraz napływ. Ale w dalszym ciągu nie zanotowałem żadnego kontaktu. Wziąłem kilka łyków wody z butelki i poszedłem na kolejną miejscówkę. Na kolejnej ostrodze doczekałem się przynajmniej odprowadzenia woblera, co dawało pewne nadzieje bowiem pozostały już tylko trzy ostrogi do końca zakrętu. Mimo to na dwóch kolejnych nie doczekałem się żadnego brania. Bolenie na pewno były w łowisku, lecz siedziały głębiej i nie miały ochoty podnieść się do przynęty. Została więc ostatnia ostroga do obłowienia.
Było kilkanaście minut po godzinie jedenastej, a głód dawał znać co raz bardziej o sobie. Chciałem zrobić sobie już przerwę na drugie śniadanie, ale postanowiłem dla spokoju sumienia wykonać dosłownie dwa kontrolne rzuty. Zmieniłem wobler ponownie na siedmiocentymetrowy i nieco inaczej niż na poprzednich ostrogach zamierzałem przeczesać główny nurt. Pierwszy rzut wykonałem poniżej rozmycia warkocza prowadząc wobler szybkim tempem w głównym uciągu. Drugi rzut postanowiłem wykonać w poprzek rzeki pod ostrym kątem, aby przynęta spenetrowała warkocz od strony nurtowej. Ledwo wobler wpadł do wody a ja zdążyłem wykonać kilka szybkich obrotów korbką kołowrotka gdy nagle na kiju poczułem potężne uderzenie. Zaciąłem, kołowrotek oddał plecionkę a boleń natychmiast zaczął ostro targać wędziskiem. Nie wiedziałem czy mam na kiju taki okaz czy to może nurt robi też swoje. Ale gdy nastąpił pierwszy odjazd w dół rzeki domyśliłem się, że nie będzie to przeciętny sześćdziesiątak. Zmuszony byłem podkręcić hamulec w kołowrotku o kilka ząbków aby zatrzymać silną rybę przed ucieczką pod następną ostrogę. Zaczęło się przeciąganie liny. Gdy tylko "pompując" zdołałem odzyskać kilka metrów plecionki, boleń od razu szybkim odjazdem ponownie ją wybierał, a hamulec kołowrotka odzywał się głośnym jazgotem. Nareszcie udało mi się podciągnąć rybę pod brzeg, chciałem ją w końcu podebrać lecz boleń był jeszcze na tyle pełny sił że powodując potężny gejzer wyrwał się z mojej dłoni i ponownie odjechał w stronę nurtu. Gdy kolejny raz podciągnąłem go pod brzeg zobaczyłem że ryba jest zapięta już tylko na dwa groty tylnej kotwiczki. Kolejna próba podebrania i znowu fiasko. Boleń kolejny raz ucieka. Podczas trzeciego z kolei podholowania ryby dostrzegam, że jest ona delikatnie zapięta już tylko na jednym grocie tylnej kotwiczki, który jest wbity na zewnątrz pyska. W myślach kołatają się myśli, że może się nie udać i boleń będąc tak blisko się zepnie. Próbuję trzeciego podebrania, które już tym razem musi okazać się skuteczne gdyż ryba wisi dosłownie "za skórkę", lecz gdy tylko dotykam bolenia ten po raz kolejny zrywa się do ucieczki, uderzając płetwą ogonową o wodę i powodując jeszcze raz potężny gejzer który zalewa mi oczy. Jednak mam tego dnia dużo wędkarskiego szczęścia, gdyż podczas ostatniego szaleńczego zrywu boleń zapina się na przednią kotwiczkę woblera, która wbija się od środka.
Czwarta próba podebrania jest już udana i ryba ląduje na brzegu. Nie jest aż tak gruba jak poprzednie jesienne rapy, lecz miarka podczas pomiaru zatrzymuje się aż na 77 cm. A więc nowa boleniowa życiówka pobita o jeden centymetr. Jestem bardzo szczęśliwy, że ten pełny emocji hol zakończył się sukcesem. Kolega pstryka mi pamiątkową fotkę i jestem gotowy do uwolnienia okazu. Wkładam rybę do wody przy zalanej nadbrzeżnej roślinności, chwilę poruszam trzymając za ogon w przód i w tył aby doszła do siebie, lecz boleń jest w tak świetnej kondycji że niemal od razu majestatycznie odpływa i znika mi z oczu. To było jesienne przedpołudnie pełne pozytywnych wrażeń, okraszone nową boleniową życiówką w towarzystwie najlepszego wędkarskiego kumpla.
Bolenia długości 77 cm wyholowałem na Odrze poniżej Wrocławia za pomocą zestawu składającego się z wędziska spinningowego długości 275 cm o ciężarze wyrzutowym do 18 gramów, plecionki grubości 0,12 mm zakończonym metrowym przyponem z żyłki grubości 0,20 mm dla lepszej amortyzacji i agrafki nr 14. Przynętą był boleniowy wobler długości 7 cm.