Na łowisku byłem już przed świtem, aby wybrać odpowiednie stanowisko na zasiadkę i odpowiednio je przygotować - opisuje czerwcową zasiadkę na liny Sebastian Rej - Miejsce, które wybrałem było obficie porośnięte moczarką, grążelem oraz trzciną - wprost idealne warunki do bytowania wszelkiej maści białorybu. Zanęciłem je kukurydzą oraz pokrojoną na kawałki dendrobeną. Zestaw składał się z delikatnego matchowego wędziska
długości 3,60 m o ciężarze wyrzutowym do 12 gramów, wagglera o wyporności 1 grama, żyłki głównej 0,14 mm, przyponu 0,12 mm oraz haczyka nr 12. Na haczyk założyłem jedno ziarno kukurydzy. Ulokowałem swój zestaw tuż przy krawędzi trzcin, bezpośrednio przed pasem grążeli. Waggler wyważyłem w taki sposób, aby z wody wystawała jedynie jego antenka i sygnalizował nawet najdelikatniejsze brania. Gdy słońce zaczęło pojawiać się nad horyzontem, na wodzie dostrzegłem drobne bąbelki, ewidentną oznakę aktywnego żerowania. Na pierwsze brania nie musiałem długo czekać. Co kilka minut holowałem niewielkie wzdręgi oraz płocie. Jednak zależało mi najbardziej na "zielonych prosiaczkach" zamieszkujących starorzecze. Po około 2 godzinach, brania drobnicy nagle się skończyły, co mogło zwiastować wejście w zanęcone miejsce o większych ryb. Ponownie na wodzie pojawiły się bąbelki, tym razem układające się w ścieżkę i przemieszczające w kierunku spławika, którego antenka już po chwili zaczęła powoli przesuwać się i zniknęła pod wodą. Gdy tylko zaciąłem, szczytówka dodległościówki znalazła się tuż przy tafli, a ryba za wszelką ceną chciała uciec w gęstą moczarkę. Obawiałem się czy przypon 0,12 mm wytrzyma, zmuszony byłem nieco podkręcić hamulec kołowrotka, aby ryba na dobre nie weszła w roślinność. Jednak miękkie wędzisko doskonale amortyzowało i pozwoliło wyholować pięknego, ciemnozielonego lina niemal "na sztywno". Pomiar wskazał 40 cm. Po ponownym zarzuceniu w miejsce regularnego pojawiania się linowego "bąblowania" oraz donęceniu kilkoma ziarnami kukurydzy czekałem. Ledwo zdążyłem odłożyć wędzisko na podpórki, a antenka spławika zniknęła pod wodą. Po zacięciu poczułem gwałtowny odjazd, lecz po pierwszym holu widziałem jak zareagować. Mimo usilnych starań lina, aby znaleźć się w gęstej roślinności nie udało mu się to. Po krótkim siłowym holu drugi tego dnia "zielony prosiaczek" był w podbieraku. Tym razem miarka wskazała 41 cm. Po krótkiej sesji fotograficznej, obie ryby w doskonałej kondycji wróciły z powrotem do wody, a ja zakończyłem zasiadkę gdyż słońce zaczęło mocno smażyć. Liny 40 cm, 1.2 kg i 41 cm 1.35 kg zostały złowione 11 czerwca 2017 na starorzeczu Odry