Kolejne zgłoszenie do konkursu na Rybę Roku 2017 nadesłał Sebastian Rej z Lubina. Tym razem wędkarzowi udało się złowić pięknego karasia srebrzystego na starorzeczu Odry - Na łowisku byłem około godziny 7 rano, na zasiadkę wybrałem najgłębsze miejsce starorzecza o głębokości 2 metrów obficie porośnięte grążelem. Zanęciłem je wcześniej dużą porcją białych robaków obciążonych ziemią z niewielkim dodatkiem zanęty o zapachu
karmelowym. Do połowu białorybu użyłem trójskładowego wędziska odległościowego ze sporym zapasem mocy o ciężarze wyrzutowym do 25 gramów, z żyłką główną 0,18 mm oraz przyponem 0,12 mm długości 30 cm. Moją przynetą były 3 białe robaki na haczyku nr 10. Przez 4 godziny złowiłem sporo płoci i krąpi 20-25 cm oraz karasi 20-30 cm, lecz potem brania osłabły. Postanowiłem coś przekąsić, ale wciąż bacznie obserwowałem antenkę swego gramowego spławika. Gdy spojrzałem na zegarek, okazało się że jest już kilka minut po godzinie dwunastej. Gdy ponownie spojrzałem na wodę, dostrzegłem że antenka spławika przesuwa się w prawo. To branie było zdecydowanie inne od pozostałych, ponieważ antenka w tempie ledwo wręcz zauważalnym sunęła po wodzie.
Zdecydowałem się zaciąć, byłem święcie przekonany, że to zapewne kolejny niewielki krąpik lub płotka nie mogąc dobrze zassać przynęty, ale to co się wydarzyło tuż po zacięciu szybko zweryfikowało moje podejrzenia. Wędzisko mocno się ugięło, wyregulowany hamulec kołowrotka szybko oddawał żyłkę, a ja nie byłem w stanie zatrzymać silnej ryby, uciekającej na środek starorzecza. Jedyne co mogłem, to podkręcić hamulec, ale skończyło by się to zapewne zerwaniem delikatnego przyponu 0,12 mm, dlatego też ryba "zaparkowała" w gęstwinie liści grążeli. Sposób, jaki w takich wypadkach stosowałem, to zluzowanie żyłki, które niejednokrotnie powodowało, że ryba samoistnie się "wyplątywała''. Jednak tym razem nie zdało to egzaminu. Kilka mocnych szarpnięć szczytówką, po napięciu zestawu świadczyło że ryba wciąż się tam znajduje. Nie chcąc dłużej czekać i ryzykować utratę okazu, w jednej dłoni trzymając wędzisko a w drugiej podbierak, wszedłem po kolana do wody, nie bacząc na to że zamoczę buty i spodnie. Podbierakiem starałem się o spodu zagarnąć zaplątaną rybę, aby przypadkiem nie zerwać żyłki. W trzeciej próbie udało się podebrać rybę wraz ze sporą ilością liści grążela.
Jednak wciąż zastanawiałem się, jaki to gatunek połakomił się na trzy białe robaki. Dopiero gdy na brzegu zacząłem usuwać z podbieraka nagarniętą roślinność, moim oczom ukazał się sporych rozmiarów karaś srebrzysty. Pomiar wskazał 45 cm, a waga 1,8 kg. Przyznam, że takiego obrotu spraw się nie spodziewałem.Przygotowany byłem również, aby wykonać fotkę z samowyzwalacza jak uwalniam okazowego karasia, lecz niestety nie zdążyłem, ponieważ karaś miał jeszcze tyle siły, że gdy tylko pyszczkiem dotknął wody, natychmiast wyrwał się z moich dłoni i szybko zniknął w grążelach - kończy opowieść szczęśliwy łowca.
Komentarze