Długo czekałem, na mocno lipieniową pogodę, jednak ona nie nadchodziła. Pomyślałem, że jeśli nie będzie wiało wybiorę się w poniedziałek (31.10.), bez względu na pozostałe warunki atmosferyczne
(no, poza ulewnym deszczem, który zatrzymałby mnie w domu). Pogoda była przepiękna, chyba ostatni taki dzień w tym roku. Dobrze ponad 20 st. niemal bezwietrznie i przez cały dzień, bardzo dużo słońca - opisuje swoją wyprawę Mariusz Drogoś - Pobudka o godz. 4.30, o godz. 6 szybki wyskok po świeże pieczywo i przed godz. 7 rano wychodzę z domu. Daję "dziadkowi" kilka minut by silnik się nieco zagrzał i w tym czasie, zbroję muchówkę, aby urwać nad wodą te cenne sekundy i jak najszybciej, zobaczyć jak lipień zbiera suchą muchę.Nad wodą jestem tuż przed godz. 8 rano. Szybkie wskoczenie w bieliznę termalną, następnie w wodery i do wody. Bez polaroidów trochę lipa widzę bardzo niewiele, więc podchodzę do miejscówek bez "wiedzy" czy są tam ryby, czy też nie (no, chyba, że są zbiórki to wtedy wiem, że ryba jest).Pierwsze(?) przepuszczenie i od razu zbiórka - niestety to potokowiec. Idę oczywiście w górę rzeki. Od czasu do czasu trafi się lipień, ale na początku więcej wyjeżdża pstrągów. Hmmm, skoro jest tak słabo to może nimfa byłaby skuteczniejsza? Być może, ale tak polubiłem łowienie na suchą, że nie zmieniam przynęty - wolę złowić mniej ryb, ale widzieć te piękne zbiórki. Na nimfę przyjdzie czas zimą. Gdy dochodzę do kolejnej miejscówki zaczynam z jednego miejsca wyciągać lipienia za lipieniem. Gdy w końcu jest zbiórka pierwszego dziś trzydziestak przypon strzela. Ajć... musiał się gdzieś uszkodzić. No trudno, wiążę szybko drugą muchę i zabawa zaczyna się na nowo. Drugi wymiarek już się nie urywa i gdy mam go podebrać zaczyna ponownie szaleć, więc pozwalam mu się "powygłupiać". I w tym momencie następuje jedna z bardzo nielicznych wypinek. Olbrzym to nie był, ale w okolicach życiówki się zakręcił. Z tego miejsca wyciągam jeszcze kilka lipasów i pstrąga.Idąc tak pod prąd dochodzę do bardzo powolnego odcinka rzeki - z niemal stojącą wodą. To sprawia, że na dnie osiada niezliczona ilość liści, które leżą niemal po samo lustro wody. A gdy się w nie wchodzi woda sięga niemal do końca woderów. Przy jednym z brzegów liści nie ma i jest nieco głębiej. Tam ustawiły się lipienie. Pierwsze przepuszczenie i jest zbiórka. Krótki hol, chwila szamotaniny i podbieram samca z prześliczną płetwą grzbietową. Od razu widzę, ze będzie to nieznacznie (ale jednak), poprawiona życiówka. Jak się okazuje, zbliżam się do "40" o kolejny centymetr – ryba ma 33 cm.Idę jeszcze kawałek w górę i spotykam miejscowego z muchówką. Rozmawiam z nim chwilę, robię krótką przerwę na "obiad" i wracam. Oczywiście rzeką... z myślą obłowienia wytypowanych miejsc. Na drzewie zostawiłem jedną muchę, więc założyłem nową - ależ ona się spodobała lipieniom zażerały ją bardzo głęboko.Dochodzę do miejscówki skąd wyjechała nowa życiówka. Rzut, zbiórka, zacięcie, siedzi i... łooo, ale będzie piękny kardynał to musi być 40+ cm! Ryba przysiadła do dna i ruszyła rynną w moją stronę mijając mnie i spływając jeszcze trochę w dół. Na pewno nie jest to pstrąg, to musi być duży lipień. Jednak po chwili "walka" zaczęła mi wyglądać podejrzanie znajomo. Niestety moje obawy się potwierdziły. Owszem był to lipień, ale zapięty za płetwę grzbietową - już nie pierwszy raz po zbiórce, wyciągam tak zapiętego lipasa. Odpinam go szybko i posyłam przynętę w miejsce gdzie widzę zbiórki. Kolejna sztuka, to 31 cm. Ewidentnie trafiłem na stado z wymiarkami - jak na tę rzekę, to jest to stado ze "staruszkami". Im bliżej wieczora, tym ryba była mniej aktywna. Sporadycznie udawało się wyjąć jakiegoś króciaka. Gdy robiło się już ciemno w jednym miejscu pojawiło się sporo zbiórek. Założyłem więc latarkę czołową i do wody. Widzę jakąś zbiórkę, przycinam i... tak, to było zebranie mojej przynęty. Następna zbiórka to kolejny dziś trzydziestak.Jak niemal każdy lipień, tak i on wraca od razu "do swoich" - rzadko uciekają „na ślepo”jak pstrągi. Ostatnia zbiórka dnia to tej samej wielkości ryba co poprzednia. Biorę się za wypinanie i... co jest to ten sam? Świeży ślad po haku z drugiej strony pyszczka - z tej, z której wypinałem poprzedniego. Czyżby to ten sam złowiony drugi raz w przeciągu kilku minut? Robię zdjęcie do porównania, ale okazuje się, że to nie jest ta sama ryba. A więc ktoś go musiał niedawno złowić. Fajnie, niech takich wędkarzy będzie coraz więcej.Gdy zbiórki znikają i woda "zamiera" obok mnie zaczynają latać nietoperze. Dobra niech sobie spokojnie żerują i tak na górskiej rzece można łowić tylko godzinę po zmroku. Zwijam się i przed godz. 20, ruszam w drogę powrotną. Finalnie udało mi się złowić równo 60 lipieni i myślę, że pod 30 pstrągów. Spinek prawie nie było za to "pustych" zbiórek było całkiem sporo. Mam nadzieję, że niebawem udam się ponownie nad tę rzekę i być może, zbliżę się o kolejny centymetr do czterdziestki - a może i ją osiągnę. Zobaczymy.I na koniec taka ciekawostka. To, że na kiju melduje się pstrąg a nie lipień, czuć od razu jednak dziś zauważyłem, że idzie odróżnić podczas holunie widząc lipienia, czy to samiec, czy samica. "Dziewczyny", były wyraźnie waleczniejsze.
Komentarze
Czy aby to nie jest łamanie regulaminu na wodach górskich?
3.1. W wodach uŜytkowanych przez PZW moŜna wędkować z brzegu przez całą
dobę, z wyjątkiem wód krainy pstrąga i lipienia / wymienionych w odrębnym
informatorze PZW /, gdzie wolno wędkować tylko w porze dziennej, tj. od świtu do
zmierzchu /1 godz. przed wschodem słońca i 1 godz. po zachodzie słońca /.