Jak to często bywa, na week. (3-4.10), wybrałem się z kolegą na ryby. Pogoda nie była typowo lipieniowa o biorących sandaczach za wiele nie słychać (gdzieniegdzie, pojedyncze sztuki i to głównie maluchy), więc wybraliśmy się na nocnego leszcza - opisuje wyprawę Mariusz Drogoś
- Nad wodą byliśmy w piątek o godz. 16. Szybkie rozpakowanie się, zestawy do wody i wzięliśmy się zbieranie drewna, którego na miejscówce było całkiem sporo. Niedługo po tym, dojechał do nas następny znajomy a później jeszcze następny. Ja, Mariusz i Michał łowiliśmy na 2 kije, natomiast Jacek na jednego. Ten ostatni zwinął się kilka godzin po zmroku (przyjechał tylko, złowić kilka żywców na suma) więc w wodzie zostało leszczom sześć zestawów do ominięcia. A więc szansa, że któryś się pomyli była spora. Z wieczora trafiło się kilka krąpi i płotek - takie maluchy do 25 cm. Gdy nastała noc zgodnie z "planem" nastała cisza i zaczęło się wyczekiwanie, aż podejdą leszcze. Jeden zestaw mocniejszy z rosówką a drugi delikatniejszy na przemian z białymi lub czerwonymi. Pierwsze "dobre" branie (na rosówkę) mam jakoś ok. godz. 21. Niestety, tylko branie. Drugi kontakt z leszczem mam po godz. 22, ale tym razem, udaje się zaciąć rybę. Drugie branie na ten sam kij, gdzie jest rosówka, a na pozostałych cisza - to już nie koniecznie, musi być przypadek. Przypon 0,14 mm, więc ryba tak na prawdę nie ma zbyt wiele do powiedzenia, ale oczywiście nie ciągnę jej "na chama" i staram się zaczerpnąć jak największą przyjemność z tego holu. Po chwili leszcz ląduje w podbieraku i po szybkiej fotce trafia z powrotem do wody. Miarka pokazała 57 cm, ale był piękny -był z tych ciemniejszych i był wyraźnie wygrzbiecony. Jak ostatnim razem tak i teraz był to samiec z wysypką tarłową na czole.Ok. godz. 1 w nocy marnuję następne branie. Brania są dosyć dziwne. Wygląda to tak, jakby te leszcz pobierały te rosówki bardzo delikatnie. Każde z brań było poprzedzane jednorazowym przygięciem, by po dobrych kilkunastu minutach następowało "właściwe" branie. Gdy po zacięciu nie było ryby na haku rosówki wyglądały na nie ruszone, a jak wiadomo im wiele nie trzeba, aby je "uszkodzić". Taka ciekawostka. Czwarte branie udaje mi się skutecznie zaciąć, ale tym razem leszcz jest trochę słabszy od poprzednika. Gdy go podbieram okazuje się, że krótszy nie jest na pewno, ale za to zdecydowanie lżejszy. Tak niskiego leszcza, to ja nie pamiętam, abym kiedykolwiek złowił. Był iście "wyścigowy"a miarka, pokazała równo 60 cm. Dłuższy, ale wyraźnie słabszy, lżejszy i zdecydowanie mniej okazale wyglądający. Ale..., jakby nie było długość liczy się najbardziej. Tej nocy mam jeszcze jedno branie, ale ryba schodzi po sekundzie a niedługo po tym, jeden z kolegów wyjmuje swojego pierwszego tej nocy leszcza - 49 cm. Drugi z kolegów doławia na czerwone robaki dwa małe podleszczaki i do rana nie dzieje się już nic. Pod koniec nocy Mariusz pojechał do domu a m po ciepłym śniadaniu poszliśmy spać do auta. Położyłem się trochę "na siłę", gdyż przez noc napłynęło tyle syfu, że łowienie było wręcz niemożliwe. Owszem, zarzucić nikt nie bronił, ale tego krążącego syfu było tak wiele, że z łowieniem nie miało to zbyt wiele wspólnego. Dzień był słoneczny, na kijach wieszała się tylko i wyłącznie drobna ryba więc położyłem się bez większego żalu. "Pokręciłem" się w aucie tak do godz. 15 i postanowiłem spróbować złowić jeszcze coś "dziennego". Może i się trochę oczyściła miejscówka, ale i tak było tego tyle, że co chwilę trzeba było ściągać zestawy "udekorowane" trawami, gałęziami, itp. A z ryb, trafiały się tylko małe krąpie. Do domu zwinęliśmy się o godz. 17. Nocka nie należała do najbardziej udanych, ale nie była także najgorsza. Przez noc mieliśmy 7 brań leszcza, ale tylko 3 się z nami przywitały. Brania były w miarę "regularne" - raz na kilkadziesiąt minut. Tej nocy działała zdecydowanie rosówka. kończy Mariusz Drogoś. Leszcz zostaje zgłoszony do konkursu na Rybę Roku
Komentarze
Gratuluje i pozdrawiam
Wagi nie podaję, gdyż nie ważę ryb - co najwyżej, mógłbym podać wagę "orientacyjną". Myślę, że ten leszcz nie miał nawet 2 kg - był wyjątkowo niski.
Co innego ten 57 cm - "dysk", który był wyraźnie cięższy, mógł mieć grubo pow. 2 kg.
A skąd tyle czasu na ryby? O tym ew. możemy popisać gdzieś na priv.
Oczywiście, że masz rację - rybom, które wymieniłeś, brakuje bardzo dużo do tego, aby zasługiwały na miano RYBA ROKU.
Osobiście, zgłaszając ryby, nie biorę słów "RYBA ROKU" dosłownie. Z resztą, mam własne zasady zgłaszania swoich ryb, które opisałem w komentarzu przy zgłoszonym kleniu.
Dla jasności, podam przykład:
zgłaszając 30 cm świnkę (która, jak na swój gatunek, nie jest żadnym okazem), nie zgłaszam jej z myślą, że zostanie RYBĄ ROKU. Zgłaszam ją dlatego, że nikt nie zgłosił w tym roku, większego osobnika tego gatunku.
Jeśli ktoś zgłosił 200 cm suma, to ja już swojego, który ma przykładowo 199 cm, nie zgłaszam, pomimo, iż jest to moja ryba życia.
Jak wspomniałem wyżej - takie moje, wymyślone, "zasady".
a co do leszcza to akurat moj najwiekszy w tym roku to 55cm. ze żwirowni - sporo mialem 50-tek - ale kolega miał wiekszą sztuke