Kolejną już relację, tym razem ze złowienia odrzańskiego rozpióra nadesłał Mariusz Drogoś - Początkowe plany były takie, aby udać się w środę z muchówką na lipienie. Jednak ostatnie deszcze spowodowały, że woda na wybranej rzece podniosła się zbyt mocno (jak dla mnie) i zmuszony byłem odłożyć muchę na inny wypad - zaczyna opowieść Mariusz Drogoś -
Spakowałem więc feedery i pojechałem na Odrę. Na miejscu byłem w środę (3.09.) o godz. 16. Deszcze były na tyle długie i mocne, że woda zaczęła rosnąć także w Odrze. Oczywiście było tak, jak się spodziewałem - pełno syfu, tj. trawy, gałęzie, patyki a nawet całe drzewa płynęły nurtem i kręciły się w basenach zewnętrznych stron zakrętów. Wybrana miejscówka także była zasyfiona. Postanowiłem jednak, że spróbuję powalczyć z panującymi warunkami. Na początek nawilżyłem wstępnie zanętę a w drugiej kolejności zabrałem się za kręcenie świeżych zestawów. Gdy "zmotałem" zestawy poukładałem wszystko na swoje miejsce, domoczyłem zanętę i po chwili wykonałem pierwsze rzuty.Na początku, pojawiły się małe krąpie, ale trzecią rybą, był 30+ leszcz. Następnie zawitały kolejne dwa krąpasy i... weszły rozpióry. Podbieram jednego i jest branie na drugim kiju. Ryby są standardowej wielkości: 33 i 31 cm. Za każdym razem biorą identycznie, więc przy kolejnych braniach wiem, że to kolejne osobniki tego samego gatunku. Ledwo co sfotografowałem pierwsze sztuki a już widziałem po szczytówce, że na końcu zestawu jest następny. I tym razem łowię niemal w tym samym czasie kolejne dwa rozpióry. Wielkość także standardowa: 30 i 34 cm. Wypuszczam je i na jednej z wędek jest kolejne branie. Tym razem, czuję od razu, że nie będzie to rozpiór a w końcu to po co przyjechałem. Przypon 0,12 mm więc spokojny, ale zdecydowany hol i odpasiony leszcz szybko ląduje w podbieraku. Miarka pokazała 55 cm. W czasie podbierania widzę, że na drugiej wędce jest już branie, ale najpierw szybka fota, zwrócenie wolności i dopiero biorę się za holowanie następnej ryby. Jak się okazuje jest to kolejny rozpiór. Ma 38 cm a więc jest nowa życiówka poprawiona o 3 cm.Leszcz połknął tak głęboko, że wypuściłem go z haczykiem, a rozpiór tak się zapiął, że haczyk został wygięty. Zabrałem się więc na kręcenie nowych przyponów. Trwało to krótką chwilę, ale zdążyło się całkowicie ściemnić. Brania ustały. Jak do zmroku trafiło się kilka "dubletów" i ciężko było nadążyć z holami wypuszczaniami, zarzucaniami tak nagle siadło wszystko i to całkowicie. Haczyki te same, średnica przyponów także. Różnica była taka, że te nowe były dłuższe. Może w tym tkwi nagły zanik brań i trzeba je skrócić? Aby to sprawdzić, skróciłem jeden przypon, ale to także nie przyniosło efektu. Cała noc zleciała na zmienianiu haczyków, przyponów, przynęt i miejsc lokowania zestawów. Dało to jednego bardzo małego kiełbia. Może z rana? A gdzie tam to samo. Nawet wszędobylskie krąpie nie brały. Nic nie tknęło przynęty. Woda cały czas rosła i miała już o około 150 cm wyższy poziom niż "normalnie". Z pewnością to było przyczyną zaniku brań. Nawet bolenie się nie pokazywały. Miałem w pamięci (z poprzednich lat), że w takiej sytuacji to rzecz normalna i będzie trzeba odczekać kilkadziesiąt godzin.Planowo miałem wrócić do domu rano, ale... miałem ochotę zostać jeszcze nad wodą. Zapowiadał się piękny dzień więc postanowiłem, że chociaż tyle skorzystam. Ba, póki przynęty w wodzie... No i się udało, po godz. 9 rano jest pewne branie. Krótki hol i podbieram ok. 45 cm leszcza.O dziwo po dwóch godzinach sytuacja się powtarza, lecz tym razem branie jest jeszcze pewniejsze i po zacięciu czuję, że ryba jest zdecydowanie większa od poprzedniej. Staram się podholować rybę delikatnie do brzegu, ale zanim to czynię mam ją przez moment przy powierzchni i widzę, że to piękny leszcz z bardzo ciemną "cerą". Przed podbierakiem widzę także, że jest bardzo spasiony. Jest przepiękny, jestem wręcz pewny, że to "60". Jednak, gdy się przyglądam mu w podbieraku widzę, że będzie ciężko o ten wymiar. Ale i tak był śliczny - taki Koksu, bez lipy. Miara pokazała ledwie 58 cm, ale na pewno miał gruuubo ponad 2 kg. Szybka sesja z "czarnuchem" i do wody. Skoro trafiły się dwa "rodzynki" na tej "niebiorącej" wodzie to może trafi się i trzeci? Dwóch wędkarzy, którzy przyjechali rano zrezygnowali po kilku bezowocnych godzinach. Zostałem więc sam bez żadnego wędkarza w zasięgu wzroku - to lubię najbardziej! Nie złowiłem już nic (siedziałem do godz. 17) poza małym kiełbiem, ale i tak bardzo fajnie spędziłem ten dzień wygrzewając się przy wrześniowym słońcu. Aaa wrzesień otwarty nawet nie najgorzej. Nie licząc krąpi, kiełbi i jazgarza to udało mi się złowić 5 rozpiórów (30-38 cm) i 4 leszcze (30+, ok. 45, 55 i 58 cm). W ostatnim czasie rozpióry witają na zestawach za każdym razem. Fajne ryby (jakaś "odskocznia" od leszczy i krąpi) z lipieniopodobnymi pyszczkami. Jeszcze 2 cm i pęknie "40" – czy to się kiedyś uda? Zobaczymy. Ryba zostaje zgłoszona do konkursu na Rybę Roku