Kolejną relację, oraz zgłoszenie do konkursu na Rybę Roku nadesłał Mariusz Drogoś - W końcu, po dość długiej nieobecności (10 dni) upragniony powrót na Odrę. W środę (16.04.) o godzinie 15 ruszamy w drogę.
Zajeżdżamy jeszcze do wędkarskiego i o 17-tej jesteśmy na miejscu - relacjonuje wędkarz - Opady deszczu sprzed dwóch ostatnich dni spowodowały, że dojazd nad samą wodę jest w koszmarnym stanie, więc zostawiamy auto "pod sosną" i znosimy wszystkie "graty" na wybraną miejscówkę. Gdy wszystko jest już na swoim miejscu, zbieramy drewno na nocne ognisko i gdy je rozpalamy, możemy w końcu zasiąść przy wędkach i skupić się na łowieniu. Jednak najbardziej czekaliśmy na zmrok, gdyż celem wyjazdu był nocny leszcz. Jeszcze "za widka" na kukurydzę trafiam małą (25-27 cm) parkę płoci, a na białe robaki biorą małe krąpie. Na drugim kiju cały czas jest rosówka - przynęta, która na ostatnim wypadzie okazała się strzałem w "10".Gdy zapada zmrok brania drobnicy ustają i pojawiają się te leszczowe - takie same jak poprzednim razem - bardzo delikatne i powolne przygięcia i wyprostowania. Jednak tym razem były to pojedyncze przygięcia (bardzo delikatne, czasami wręcz niezauważalne), których nie dało się zaciąć. Z nastaniem nocy przyszła także minusowa temperatura, która "zamrażała" przelotki. W końcu zanotowałem trochę inne branie a na brzegu wylądował mały karaś srebrzysty, który miał ok. 30 cm. Z czasem między pojedynczymi "tyci" przygięciami zaczęły pojawiać się pewniejsze brania (czyt. więcej niż jedno przygięcie). Czasami udało się je zaciąć i do godz. 22 kolega miał na rozkładzie 3 leszcze w przedziale od ok. 40 do 53 cm. U mnie było zdecydowanie mniej brań, ale w końcu doczekałem się ładniejszego przygięcia i zanotowałem skuteczne zacięcie. Na brzegu wylądował kolejny karaś. Tym razem 36 cm.Leszcz brał co chwilę, ale bardzo delikatnie i "krótko". Aczkolwiek kilka brań było ciekawszych, ale albo się wypiął, albo poszedł z hakiem, albo najzwyczajniej w świecie "partoliliśmy" je. Jednak jedno na kilka brań udało się zacinać i od czasu do czasu lądował na brzegu samiec z "zaawansowaną" wysypką tarłową.Różne kombinacje ze zmianą haczyka, czy długością przyponu nie dawały "chcianych" rezultatów. Jeśli chodzi o przynęty, to rosówka nie działała w ogóle i po jakimś czasie zrezygnowałem z niej na rzecz białych, czerwonych i kukurydzy - te przynęty "dawały" kontakty z rybami.Po godz. 2 w nocy gdy udało mi się zaciąć kolejne "przygięcie". Wiedziałem, że mam na kiju nieco większego leszcza i że nie będzie to kilogramowy 40+ cm osobnik. Po spokojnym holu na przyponie 0,10 mm, podebraniu i zmierzeniu miara pokazała 56 cm - jak się później okazało była to ryba wyjazdu. Był to oczywiście samiec, który miał typowo tarłowy "złoty" kolor. Był cały "wypryszczony" oraz wypływał z niego mlecz. Z kolejnym (54 cm) było to samo. Miał także (nie tylko on) świeże ślady świadczące, że odbywają tarło. Po kilku takich rybach stwierdziliśmy, że to nasz ostatni wypad na kwietniowego leszcza i nie będziemy im przeszkadzać - niech się mnożą. Przed świtem kolega trafia dwa karasie. Najpierw 39 cm a następnie ok. 30 cm. Gdy wyszło słońcenwszystko zaczęło odmarzać a brania stały się... jeszcze delikatniejsze. Były to ledwo widoczne bardzo powolne przygięcia - te nocne, w porównaniu do tych dziennych, były po prostu mocne (chociaż nie jest to odpowiednie określenie). Udało mi się zaciąć jedynie dwa takie brania. Najpierw na brzegu wylądował ok. 30 cm karaś, a następny był 45+ cm leszcz. Gdy zrobiło się ciepło, brania ustały całkowicie. Owszem przed południem trafiły się dwa "rodzynkowe" brania, ale był to mały jaź i boleń.Nie działo się nic, ale było szkoda pięknej pogody więc postanowiliśmy odwiedzić inne miejsce z nadzieją, że może uda się zdjąć jakiegoś klenia. Owszem, zanotowałem dwa piękne brania (nie był to kleń), ale oba "spaprałem" - pewne branie i zacięcie bez jakiegokolwiek oporu jakby na końcu zestawu nie było w ogóle ryby. Posiedzieliśmy przy wiosennym słońcu do godz. 15 i ruszyliśmy w drogę powrotną - kończy Mariusz Drogoś
Komentarze
Fajne opisy robisz kolego. Tak trzymaj