Był dzień wędkarza, nie mogło być inaczej i wybrałem się wraz z kolegą na ryby - rozpoczyna relację Mariusz Drogoś - Oczywiście łowisko jakie wybraliśmy to Odra a wędki jakimi łowiliśmy to feedery.
O godz. 5 rano spotkaliśmy się w umówionym miejscu, zapakowaliśmy i ruszyliśmy w drogę. Po ok. 1,5 h jazdy byliśmy już na miejscu.Rozrobienie zanęty, rozłożenie zestawów, itd. zajęło nam ok. pół godz. i już o godz. 7 wykonaliśmy pierwsze rzuty. Niemal od razu zaczął padać zapowiadany deszcz (niezbyt gruby, ale przez wiatr był bardzo zacinający a co za tym idzie niezbyt przyjemny) więc wszystko poza wędkami i kilkoma potrzebnymi drobiazgami zanieśliśmy z powrotem do auta. Gdy tylko przykucnąłem przy wędkach po chwili nastąpiło kapitalne branie. Szybko chwyciłem za dolnik feedera i zaczął się spokojny hol. Strasznie się ucieszyłem, że to może być ten dzień, że w końcu może się ruszyć ryba tak jak należy. Rzut był bardzo daleki więc trochę to trwało zanim na delikatnym zestawie "dopompowałem" rybę do siebie. Nie miałem pewności co to jest, ale gdy kilka metrów od brzegu nastąpił nagły zryw z piękną melodią na kołowrotku. Wiedziałem już, że to będzie kleń (o dziwo branie jak na ten gatunek było z tych "słabszych" - co nie zmienia oczywiście faktu, że było kapitalne). Tak też było, gdy się pokazał po raz pierwszy, oceniłem "kluskę" na przeszło 45 cm. Chwilę jeszcze powariował przy brzegu i kolega wykonał sprawne podebranie. Gdy zobaczyliśmy go w podbieraku nastąpiła "zmiana" wymiaru - może być pół metra. Najpierw kilka pamiątkowych zdjęć i mierzenie. No nie, to już bodaj 7 osobnik tej samej wielkości - życiówka wyrównana, tj. 51 cm. Co prawda nie był on tak wypasiony jak jego poprzednik sprzed kilku dni (47 cm) był raczej taki "normalny", ale nadrobił to walecznością i rozmiarem - piękne otwarcie Dnia Wędkarza. Był także wręcz idealny pod względem "urody" - żadnej uszkodzonej łuski, jakiegokolwiek braku kawałka płetwy itd.Gdyby to był jaź to byłbym w miarę spokojny, że będą za chwilę kolejne ryby, ale to był kleń a one często trafiają się, jako "pojedynczy" gość. No i niestety kolejne ryby to były małe płotki i krąpie. Po dwóch godzinach na tej samej wędce notuję drugie piękne, ale inne branie. Tym razem po znowu bardzo przyjemnym holu na brzegu wylądował leszcz. Z początku pomyślałem, że to może tan sam co ostatnio - też miał czarne kropki i wielkość się mniej więcej zgadzała. Ale miarka "ucięła" moje domniemania - ten był większy o dwa centymetry czyli miał ich dokładnie 57.Jednym kijem rzucałem cały czas w to samo miejsce a drugim starałem się szukać większej ryby. Tam gdzie przez cały dzień "nęciłem" weszła drobnica w postaci płoci, jazi i krąpi ale były to małe ryby. Największa płoć miała raptem 31 cm. Jazie miały także po 30 ok. cm a krąpie były jeszcze mniejsze.W pewnym momencie kolega zaciął po delikatnym braniu fajną rybę. Branie i zachowanie ryby było identyczne jak to miało miejscc w przypadku sandacza, który wziął mi kilka dni temu na czerwone robaki. Ryba szła tempo przy dnie i kierowała się w prawą stronę. Gdy była już blisko brzegu i Michał poprosił o podbierak... z wody wyskoczyła ukleja. Byliśmy w niemałym szoku, ale po chwili wszystko było jasne. Ukleja zaczęła się dosłownie zalewać krwią a na jej ciele były ślady po... a jakby inaczej sandaczu. Deszcz padał dosyć często z niedługimi przerwami ale silny wiatr spowodował, że postanowiłem iż spróbuję rozpalić ognisko. Nazbieraliśmy trochę drewna, podłożyłem gazetę oraz trochę trawy, która szybko schła na wietrze i się udało - przyjemnie się siedzi przy ogniku a dodatkowo można było zrobić sobie "grzanki".Gdy zrobiło się ciemno wciąż padał deszcz a łowione ryby to była drobnica. Do domu pojechaliśmy ok. godz. 20. Przez cały dzień udało mi się złowić 2 jazie, 2 klenie, 3 krąpie, 2 leszcze i 3 płocie - kończy relację Mariusz Drogoś. Jaź zostaje zgłoszony do konkursu na Rybę Roku
Komentarze
Sam jak jest cieplej to każdą wolna chwilę spędzam nad wodą a nie gniję przed kompem.
Gratulacje rybek
pozdro
a) zgadza się, w zeszłym roku także zgłosiłem kilka ryb i zrobiłem to jeszcze później, niż przy tegorocznych rybach (jeśli dobrze pamiętam, było to w styczniu b.r.),
b) ryby zgłaszam z takim opóźnieniem z dwóch powodów:
- czekam do końca roku, bądź do okresu ochronnego danej ryby, bądź do okresu, kiedy przestaję łowić wybrane gatunki, aby zgłosić tylko po jednym osobniku z wybranych gatunków ryb, tj. największym, jakiego udało mi się złowić w mijającym roku kalendarzowym,
- przed zgłoszeniem wybranego gatunku ryby, sprawdzam także, czy jakiś wędkarz nie zgłosił większej ryby (patrzę tylko na zgłoszenia, gdzie są zdjęcia z łowcą i z miarką, gdyż tylko takie zgłoszenia, są zgodne z regulaminem) - gdy widzę, że ktoś złowił większego, np. sandacza, to wtedy rezygnuję z tej ryby i jej nie wysyłam.
To chyba wszystko