Zgłoszenie oraz relację z połowu nadesłał Mariusz Drogoś, tym razem wędkarz wybrał się nad Odrę by zapolować na odrzańskie jazie - Kolejny dzień nad wodą, za nami - rozpoczyna relację Mariusz Drogoś - wybrałem się wraz z kolegą na Odrę, w poszukiwaniu jazi.
Tym razem wybraliśmy jeszcze inne miejsce. Nie była to dla mnie zupełnie nowa miejscówka, gdyż w latach ubiegłych, zdarzało mi się tutaj łowić. Biorąc pod uwagę niski stan wody, można było się spodziewać, że będzie to jedna z najlepszych miejscówek na ten gatunek ryby - postanowiliśmy to sprawdzić.Kulminacja potężnego wyżu (według meteo do 1037 hPa) sprawiała, że nie napalaliśmy się na "bombardowanie" przez ryby. Bardziej chcieliśmy sprawdzić, jak ma się owa miejscówka z głębokością (dwa lata bez "odwiedzin", mogło znacząco zmienić dno), a jak się coś trafi, to będzie fajnie.Na miejscu jesteśmy tuż po godz. 6 rano. Dojazd jest koszmarny, ale dodatkowe rysy na lakierze, czy ewentualne zakopanie się, nie mają znaczenia - udaje się, dojeżdżamy tam, gdzie chcieliśmy. Na sam początek jeden kij do ręki i sondowanie dna. Wszędzie jest bardzo podobnie z głębokością (dosyć płytko, ale wystarczająco, aby liczyć na udane łowy), więc ryba może być dosłownie wszędzie i będzie trzeba jej szukać.
Wszystkie cztery kije w wodzie i czekamy. Na brania oraz słońce, które jest za drzewami. A przydałoby się, gdyż w cieniu wciąż jest na minusie i za ciepło nie jest. Przed godz. 9, doczekaliśmy się pierwszego brania. Ryba wzięła na daleko wyrzucony zestaw, więc hol chwilę trwał, ale z powodu rozmiarów ryby, czerpałem z niego, całkiem niezłą frajdę. Styl walki zdradzał, iż jest to leszcz. Jak na swój rozmiar (55 cm), to walecznością na kolana nie powalał, ale swoje i tak "pochodził". Była to samica, ale widać było po niej, że do tarła jeszcze nie jest wcale tak blisko.Dosłownie 20 minut i kolejne branie na ten sam zestaw. Miałem dwuletnią przerwę w "stadnym" połowie jazi i zdążyłem zapomnieć, jak walczą, ale gdy tylko zobaczyłem, że jest to jaź, od razu sobie przypomniałem, że te energiczne szarpnięcia, nieco przypominające szczupaczy styl walki (oczywiście bez przesady), to właśnie jaź. Oczywiście chwilę się poszamotał przy brzegu, ale już za pierwszym razem dał się podebrać. W wodzie wydawał mi się mniejszy, ale gdy go wziąłem do ręki i mogłem się spokojnie przyjrzeć, zmieniłem zdanie. Był to bardzo przyzwoity jaź, na około czterdzieści pięć centymetrów. Miarka to potwierdziła - równe 45 cm. Jazie też do tarła mają jeszcze "kawałek", czego dowodem jest właśnie ten samiec, którego przed tarłowy "papier ścierny", jest jeszcze bardzo delikatny. A więc ten brak zimy, wcale tak mocno nie przyspieszy tarła, jakby to się mogło wydawać.
Chwilę po jaziu, trafił się 20+ cm jelec i nastała długa cisza, która była spodziewana. Gdy tylko słońce wyszło zza drzew i poczuliśmy ciepło... "odlecieliśmy", przysypiając na fotelach, nie wiedząc, kiedy. Gdy się przebudziłem, postanowiłem, że nie ma poddawania się, a spanie poczeka do wieczora. Na jeden z zestawów, uwiązałem bardzo długi, przeszło dwumetrowy przypon - może to będzie to i coś się jednak złowi w tym wyżowym słońcu. I owszem, efekt był wręcz natychmiastowy, ale tylko w postaci kilku bardzo delikatnych brań, z których nic więcej nie wynikło.Bardzo liczyłem na wieczór. W godzinach późno popołudniowych ciśnienie miało już zacząć leniwie opadać i miało wynosić o 1-2 hPa mniej, niż godzinach południowych. Zacząłem też szukać ryb w łowisku jeszcze intensywniej, niż za dnia, czy z rana. Gdy zaczął zbliżać się wieczór... szczytówki ożyły. Dokładnie o godz. 17, zanotowałem piękne branie, a jego sprawcą był jaź, który miał równo 40 cm. Tym razem była to samica.
Podczas holu, miałem branie (prawdopodobnie też jazia) na drugiej wędce, ale ryba się nie zapięła. Chwilę później na brzegu wylądował kolejny jaź, ale ten był już z tych mniejszych. Na oko miał 35-37 cm.Czwarty jaź tego dnia, należał do kolegi. Niestety był jeszcze mniejszy (ok. 25 cm). Gdy zrobiło się ciemno, znajomy zaliczył jeszcze dwa brania. Trafił płoć 35 cm i ok. 30 cm jazia. Łowy skończyliśmy po godz. 20.Jak na 14 godzin łowienia, to wynik marny, gdyż udało mi się złowić raptem 3 jazie, leszcza, jelca i krąpia, a koledze 2 jazie i 2 płocie, ale biorąc pod uwagę fakt, iż łowiliśmy w dniu, kiedy bardzo duży wyż osiągnął swój "szczyt" i woda w ciągu dnia kilkukrotnie szła do góry i w dół, myślę, że ten wynik może być kapitalnym prognostykiem na to, co powinno się dziać, gdy zrobi się "odpowiednia" pogoda. No i obadaliśmy na nowo miejscówkę, która jest bardzo ciekawa i już planujemy wybrać się w to miejsce, na 2-3 dniowy wypad. I chyba najważniejsze - znaleźliśmy jazie. Ryba zostaje zgłoszona do konkursu na Rybę Roku
Komentarze
Po drugie natomiast - dlaczego wszyscy, którzy fotografują złowione okazy, wyciągają na zdjęciach ręce tak daleko do przodu, jak tylko się da? Optycznie ryba ma być większa, czy o co chodzi? Nie jestem w stanie pojąć niestety.
#2 Wędkarz 2014-11-14 11:27
A czy w fotografii wędkarskiej nie chodzi o to, że rybę uchwycić w jak najlepszym, najefektowniejszym, ujęciu. Jeśli wędkarz z rybą to ryba ma być na pierwszym planie, łowca ma być dopełnieniem kadru... Łowca nie ukrywa rzeczywistej długości ryby i dodał fot. z miarka.
Choć jak czasem w sieci spotyka się rybę wyciągniętą do przodu i długość z kosmosu, też mnie to drażni.